wtorek, 20 grudnia 2011

Winne Wtorki #18

O mały włos, a nie "zaliczyłbym" winnego wtorku #18. Wszystko przez to, że jak zwykle za późno wybrałem się na poszukiwania zadanego wina. Tematem jest furmint, który uważany jest za najlepszy szczep węgierski. Byłem przekonany, że wina węgierskie zalegają na półkach każdego winiarskiego sklepu, w dodatku w każdym przedziale cenowym. Wszak Polska jest chyba jednym z największych importerów win węgierskich. Z taką świadomością wybrałem się do "swojego" sklepu, a tu lipa. Nie ma. No to do ursynowskiego Leclerka. Coś jest - przedział 11-16 zł, ale to raczej nie to czego szukałem. Rozeznania w winach węgierskich nie mam żadnego, ale taka cena wydała mi się jednak podejrzana i nie rokująca zbyt dobrze. Co za g..., zirytowałem się i przez myśl mi przeszło, żeby sobie w ogóle odpuścić. Nie miałem już czasu, żeby jechać tam, gdzie sprzedają furminta od kultowego Istvana Szepsy'ego, zwłaszcza że i cena (a mamy okres przedświąteczny, kieszenie są już mocno wydrenowane) była w tym momencie lekko zaporowa. Zajrzałem do dyskontu, którego nazwy miałem ostatnio nie wymieniać i choć tym razem szukałem składników do spaghetti, natknąłem się na furminta za... 9,99 zł. Raz kozie śmierć, wrzuciłem butelkę do koszyka - wszak nie zawsze w Winnych Wtorkach opisujemy frykasy, jeśli będzie słabe to trudno.



Otworzyłem, spróbowałem... spróbowałem raz jeszcze... i jeszcze raz. Jak dla mnie OK. Jak wspomniałem, nie znam się na węgierskich winach i doświadczenia nie mam, ale to półsłodkie wino wydało mi się całkiem smaczne i na pewno pijalne, w smaku przypominało mi trochę gruszki i mirabelki (pewnie za sprawą dość wysokiej kwasowości), w końcówce nawet lekka goryczka. Alkohol wyczuwalny, ale nie w ustach lecz w głowie (może dlatego, że pusta). Następnego dnia miałem wrażenie, że wyczuwam zapach włoskich orzechów i smak marcepanu. Całkiem ciekawie, jak na 9,99 zł.

No i cóż mam powiedzieć? Za te pieniądze pewnie nie można oczekiwać zbyt wiele, ale to co dostałem i tak te oczekiwania przekroczyło. Na usta ciśnie mi się tylko powtarzany (do znudzenia) przy takich okazjach żart: "Dlaczego tanie wino jest dobre? Bo jest dobre i tanie".

I takie też też było to wino.

-------------------------------------------------------
Tokaji Furmint 2010 (Tokaj Kereskedohaz)
Miejsce zakupu: dyskont
Cena: 9,99 zł
Alkohol: 11%
---------------------------------------------------------
Winne Wtorki #18 na podniebieniach innych blogerów:

Czerwone czy białe?
Kontetykieta
Winniczek
Winezine.pl
---------------------------------------------------------



środa, 14 grudnia 2011

Massaya

Czas odpocząć nieco od tych dyskontowych win z Lidla i Biedronki, które ostatnio zajmowały zbyt dużo miejsca w moim "składziku", wszak sieci mianowały swoich ambasadorów wśród blogerskiej braci - chętnie poczytam ich opinie, natomiast sam zajmę się winami, które zamiast cieszyć me podniebienie, niepotrzebnie ustępują miejsca tym, które niekoniecznie na to zasługują.

Na pierwszy ogień pójdzie wino Libanu, choć skojarzenie z ogniem w przypadku tego kraju może nie jest zbyt fortunne.

"Kolejny rok a Liban płonie
Obłędny taniec nad własnym grobem
W imię Chrystusa i Mahometa
Żywe torpedy giną w płomieniach"

Tak kiedyś śpiewał zespół KSU i ilekroć myślę o Libanie słowa te tłuką się w mej głowie. Nie o geopolityce i "świętych" wojnach ma być jednak ten tekst, lecz o winie, butelkę którego wygrałem jakiś czas temu w konkursie Winestory.



Massaya Classic Rouge jest kupażem cinsault (60%), cabernet sauvignon (20%) i syrah (20%). Po raz pierwszy piłem wino, w którego składzie cinsault ma tak duży udział. Szczep ten jest bardzo popularny w Langwedocji-Roussillon, natomiast jego krzyżówka z pinot noir dała najsłynniejszą odmianę uprawianą w RPA, czyli pinotage. Być może to, że naprawdę lubię południowoafrykańskie wina, sprawiło że i Massaya w tym wydaniu była winem, które piłem z przyjemnością.

Co o tym winie możemy wyczytać na internetowej stronie Winestory?

"Massaya Classic Red jest winem pełnym aromatów owocowych. Wyczujemy nuty truskawki, maliny, wiśni i bardzo intrygujące aromaty rajskich jabłek. W ustach jest zarazem pełne i lekkie, krągłe ze świeżym i owocowym finiszem.
Polecamy je do dań kuchni śródziemnomorskiej, potraw pikantnych, a także jako aperitif."

Ja w swoim małym piekiełku rajskich jabłek nie wyczułem, ale pozostała część opisu dość dokładnie oddaje moje odczucia.

Massaya, jak możemy wyczytać w "Winach Europy" to projekt, w który zaangażowani są enolodzy z uznanych posiadłości francuskich, takich jak Angelus, Cheval Blanc i Vieux Telegraphe. Być może jest to kolejny przykład na to, że restrykcyjne francuskie apelacje stają się zbyt ciasnym gorsetem dla utalentowanych winiarzy, którzy swój potencjał wykorzystują w Libanie, ale też w Maroku, Tunezji czy Algierii. Być może właśnie tam należy szukać czegoś ciekawego, w dodatku za przyzwoite pieniądze.

poniedziałek, 12 grudnia 2011

Cimarosa/Viajero

Przypomniały mi się ostatnio początki mojej winnej edukacji. Było to w czasach, kiedy "Lidl był tani" i jego winna oferta była źródłem zaopatrzenia w niedrogie przybory szkolne. Należały do nich wina z różnych stron świata sprzedawane pod marką Cimarosa. Twórcą brandu jest firma Vineris GmbH, której działalność w skrócie polega na tym, że dokonuje selekcji win, które jako Cimarosa trafiają na półki Lidla. Nie są może wybitne, ale łatwo pijalne i rzeczywiście dość tanie, nie pamiętam by te najdroższe kosztowały więcej niż 13,99 zł. Lidl jednak walczy ostatnio w półkę nieco wyższą i coraz częściej w ofercie pojawiają się wina z przedziału cenowego 20-40 zł, choć zdarzają się butelki jeszcze droższe - szampany za 80-90 zł, czy amarone za złotych niemal 78. Kilka dni temu pojawiły się nowości Cimarosy, ale to butelki z innymi już etykietami, kosztujące niemal 25 zł. Z ciekawości kupiłem nowozelandzkie sauvignon blanc rocznik 2011 i muszę powiedzieć, że wino to było naprawdę dobre, za tą cenę - moim zdaniem - świetne. Nieco inaczej ocenił je autor bloga "Białe nad czerwonym", który ma okazję być szczęśliwcem otrzymującym od Lidla promocyjne przesyłki. Smak wina to kwestia gustu, zdążyłem się już przyzwyczaić do tego, że Piotr (który - wspomnę przy okazji - wprowadził mnie w świat win) ma percepcję różniącą się nieco od mojej. Wkrótce pewnie pojawią się w sieci kolejne recenzje tego sauvignon, bo Lidl ma na celowniku kilku (kilkunastu?) blogerów, którym dostarcza wina - zobaczymy jak będą smakowały innym.



Spoglądając na etykietę wina nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że już ją gdzieś widziałem. Stylistyka, typografia wydawały mi się znajome. Sprawdziłem w notkach z przeszłości i odnalazłem chilijskie chardonnay o bardzo podobnej etykiecie, ale sprzedawane w ramach Tygodnia Luksusu pod marką Viajero. I Cimarosa, i Viajero są własnymi markami Lidla, ale zdaje się że wiodącym winnym brandem pozostanie jednak Cimarosa, te same wina, wcześniej sprzedawane jako Viajero, zmieniają nazwę na Cimarosa.

niedziela, 4 grudnia 2011

Winne Wtorki #17

Winne Wtorki #17, czyli moja kolej na ustalenie tematu. Jest nim malbec, w każdej postaci i skądkolwiek, choć muszę się przyznać, że ja mam słabość jednak do tych z Argentyny. Podczas winnych wtorków trochę różnych win się już przewinęło, ale malbeka pijemy po raz pierwszy. Cieszę się, że to ja mogłem zaproponować wina z tego szczepu, bo jak wiedzą uważni czytelnicy tego bloga, wina z malbeka należą do moich ulubionych.



Alfa Crux 2006, o nim mowa w tej notce, to wino wyprodukowane przez Bodegas y Vinedos O. Fournier. Butelkę, którą składam Bachusowi w ofierze z okazji Winnych Wtorków, kupiłem już dawno temu - 15.11.2010, u Mielżyńskiego. Ciekawe, czy jeszcze je sprzedaje? Tam też piłem inne wino Fourniera - Beta Crux, które towarzyszyło całkiem niezłemu stekowi. Jak pisze Andre Domine w swym dziele "Wino" Hiszpan Jose Manuel Ortega Gil-Fournier wraz z innymi inwestorami w 2001 roku otworzył w Uco Valley wytwórnię win naszpikowaną najnowszymi technologiami i wzbogaconą o restaurację. Skoncentrowano się na tempranillo, jednak prawdziwą gwiazdą miał się okazać Alfa Crux Malbec. Wiele sobie obiecywałem po tym winie. Po pierwsze, dość wysoka cena - 146 zł, sugeruje też wysoką jakość, zwłaszcza że Alfa Crux dość szybko zyskał renomę wina wartego uwagi. Po drugie, mój ulubiony szczep. No i po trzecie - długie oczekiwanie na degustację. Kiedy otworzyłem butelkę byłem nieco rozczarowany mocnym aromatem alkoholu, Alfa Crux z roku na rok ma go coraz więcej. Oprócz tego skórzany zapach, kojarzący mi się wyraźnie z zapachem piórnika kupionego w krakowskich Sukiennicach. Trochę nut lakierowych - zero owocu. W ustach gładko i przyjemnie, trochę odbeczkowej wanilli i porzeczki, ale nie czarnej, raczej czerwonej. Nie zachwyciło mnie to wino, żal o tym mówić (nie chcem, ale muszem). Zostawiam zatem jego część na inny dzień, wydaje mi się, że dopiero dobry kawał mięcha będzie potrafił wydobyć prawdziwe oblicze Alfy Crux. Zatem czekam...

-------------
24h później
-------------

Dziś wino mnie zaskoczyło bardzo pozytywnie. O ile nos specjalnie się nie zmienił, to w ustach wino było już zupełnie inne - pojawił się cudowny, niesamowity smak wiśni. Widać wino musiało pooddychać. Zresztą producent na etykiecie zaznacza wyraźnie, że wino potrzebuje dekantera. Wcześniej mi to umknęło. 


-------------
16h później
-------------

Nie wołowy stek, ale kilka kawałków wieprzowej karkówki trafiło w moje ręce. Nie przeszkodziło mi to jednak w tym, by doprawić mięso "specyfikiem do steków", jaki dostałem od mego serdecznego przyjaciela - Tomasza, który spędzał ostatnie wakacje w dalekim Teksasie.

Efekt? Zgodny z przewidywaniem. Malbec + grillowane mięso zawsze musi smakować. A dobry malbec i świeżutkie grillowane mięso to już prawdziwe niebo w gębie.

Podsumowując degustację stwierdzam, że wino Alfa Crux jest naprawdę niezłe. Jednak biorąc pod uwagę jego cenę muszę szczerze powiedzieć, że aż tyle warte nie jest. Beta Crux, Lagarde czy Trivento (GR) potrafią dać jeszcze więcej przyjemności za zdecydowanie mniejsze pieniądze.


------------------------------------------
O.Fournier
Alfa Crux Malbec 2006
alkohol: 14,7%
Mielżyński - 146 zł (15.11.2010)
------------------------------------------ 

------------------------------------------

piątek, 18 listopada 2011

Winne Wtorki #Extra - Beaujolais

W zeszłym roku pisałem już o winach z Beaujolais, że są przez wielu ludzi, zwłaszcza tych, którzy trochę różnych win wypili, traktowane z pogardą. Moim zdaniem niesłusznie. Oczywiście trzeci czwartek listopada jest nie tyle świętem młodego wina, co winnej komercji, ale mi to wcale nie przeszkadza. Wiele osób uważa, a mi ten pogląd odpowiada, że jakość młodego wina z Beaujolais może być próbką jakości win francuskich w ogóle. Dlatego nie stronię od sięgania po BN - tegoroczne wino było, moim zdaniem, lepsze niż te z 2010 roku, a nawet lepsze, od pochodzącego z rocznika 2009, a wiadomo, że rok 2009 był w Beaujolais naprawdę udany.

Moje tegoroczne wino to Domaine Bertrand (www.domainebertrand.fr), pochodzące z apelacji Beaujolais-Villages, która jest apelacją o oczko wyższą, niż Beaujolais. Zaraz po otwarciu zalatywało lekko drożdżami, ale już po chwili zapachy te należały do przeszłości, a do głosu doszły charakterystyczne dla szczepu gamay aromaty wiśni, truskawek i malin. Byłem naprawdę zadowolony z zakupu tego wina, wypiliśmy je z żoną z przyjemnością.
 

Święto Beaujolais Nouveau postanowiłem potraktować jako pretekst do zapoznania się z szerszą ofertą win z tego regionu. Zaopatrzyłem się więc w następujące butelki:

  • Domaine Chataignier Durand (Jean-Marc Monnet) - Julienas AOC - 2009
  • Chateau du Carra (Pellerin Domaines et Chateaux) - Beaujolais-Villages AOC - 2009
  • Mommessin - Julienas AOC - 2010
  • Olivier Bosse-Platiere - Cote-de-Brouilly AOC - 2010
Początkowo chciałem te wina opisać po kolei, każde z osobna, ale wraz z kolejną wypitą butelką dochodziłem do wniosku, że należy potraktować je jako całość. W gruncie rzeczy wina są bardzo podobne do siebie, dominują w nich dokładnie te same aromaty, które wymieniłem pisząc o tegorocznym BN. Najmniej wyraziste wg mnie było wino Mommessin. Bardzo stonowane, ale eleganckie. Chateau du Carra i Olivier Bosse-Platiere atakowały owocowymi aromatami niemal od razu. Domaine Chataignier Durand rozwijało się powoli, zmieniało w kieliszku z każdą poświęconą mu minutą. Było zdecydowanie najciekawsze.




Wina z Beaujolais przyrównałbym do szlacheckiej rodziny, której członkowie może nie są tak wpływowi i znaczący jak członkowie rodzin królewskich, ale nie sposób im odmówić charakteru i dobrych manier. Czy zasługują na pogardę? Z całą pewnością nie. 

Porta Dos Templarios



To wino niczym mnie nie zaskoczyło. Potworna nuda. Owszem, jest smaczne, pije się dobrze, ale nie ma w nim nic ciekawego. Żadnej zadry, żadnego pazura, wszystko gładkie. To nie jest wino do picia, to jest wino do popijania. Podobne wrażenia miałem pijąc (popijając) Monte Velho czy Loios Tinto, pamiętacie - te z biedronkowej promocji. Tyle, że tamte były tańsze. A w promocji po promocji nawet jeszcze tańsze :)

--------------------------------------
Porta Dos Templarios Reserva 2008
Duoro DOC
Touriga Nacional, Touriga Franca, Tinta Roriz
Alkohol: 13,5%

--------------------------------------

środa, 16 listopada 2011

Cyna malina.



Wino Tola otrzymałem w prezencie z rekomendacją, że jest to wino bardzo smaczne. Ja bym powiedział, że wino jest wielce interesujące, a w kontekście mojego niedawnego wpisu o winach regionalnych, dość oryginalne. Białe wino jest kupażem szczepów chardonnay i insolia, a wyprodukowano je na Sycyli jako Indicazione Geografica Tipica. Jaki jest udział poszczególnych szczepów nie wiem. Nie wiem też, co to za szczep, ta insolia. Wino w każdym razie pachnie i smakuje truskawkami, malinami oraz rodzynkami, co wydało mi się trochę dziwne. Nigdy jeszcze nie piłem białego wina o takich aromatach. Kwasowość jest raczej dość niska, zawartość alkoholu za to niepokojąco wysoka (aż 14%). Całość kupy się nie trzyma i dość szybko zaczyna męczyć, szczególnie ten wysoki alhohol. To wino jest chyba wynikiem jakiegoś szalonego eksperymentu winiarza, być może nawet przez niego samego niezbyt docenianego, bo na stronie Vinitola.it próżno szukać informacji na temat tego wina. 

Jeśli macie ochotę je wypić, zróbcie to w szerszym gronie - w pojedynkę możecie się umęczyć.

------------------------------------------------------
Tola
Chardonnay Insolia 2009
Sicilia I.G.T
alkohol: 14%
------------------------------------------------------




Super Mario



Przyjaciel mój - Hubert, podróżując wraz z Karoliną - swoją uroczą dziewczyną po Włoszech w poszukiwaniu winnego El Dorado, trafił do miasteczka Arcola w Ligurii, gdzie Mauro Biassoli na hektarze pięknie położonej ziemi (ok. 150 m nad poziomem morza) uprawia winne krzewy. Produkuje niewiele, raptem 6-9 tys. butelek wina rocznie, a w ofercie ma tylko dwie etykiety 'R Mesueto - białą i czerwoną. Z czerwonych odmian canaiolo, ciliegiolo i sangiovese produkuje wino stołowe, ale perłą w koronie jest białe vermentino produkowane zgodnie z wytycznymi apelacji Colli di Luni (DOC). Z okazji 150. rocznicy zjednoczenia Włoch, ale tak naprawdę to na cześć ojca Mauro - Mario, który w 1970 roku kupił posiadłość, powstało trzecie wino o nazwie "Super Mario". Na kontretykiecie Mauro składa ojcu podziękowania za młodzieńczy humor i radość, jaką wnosi do jego życia. Tego wina Mauro sprzedawać nie chce, nie wiem jakich argumentów użył Hubert, by "wyrwać" je z rąk winiarza. To pewnie sprawka jego uroku osobistego i humoru na miarę padre Mario. Nie wiem też dlaczego postanowił mnie nim obdarować, ale jestem mu za to wdzięczny, bo wino to było naprawdę świetne. Świeże, raczej kwiatowo-mineralne, niż owocowe - "wchodziło" mi i mej małżonce bardzo dobrze. Nawet zbyt dobrze - standardowa butelka była zdecydowanie za mała. Ale może to dobrze, niedosyt sprawił, że wino to zapadnie nam w pamięci na dłużej.

Dzięki, Hubercie!
Dzięki, Mauro!
Niech żyje padre Mario! Super Mario!

--------------------------------------
Super Mario
'R Meseuto
Vermentino 2010
Colli di Luni DOC
alkohol: 12,5%
--------------------------------------




wtorek, 15 listopada 2011

Winne Wtorki #16

No to pijemy wina polskie. Pewnie kilka lat temu brzmiałoby to jak kpina, może średniej jakości żart, ale dziś możemy już poszczycić się kilkunastoma winiarniami, które mają prawo sprzedawać własne produkty. Portal Spożywczy wspomina o 12 takich producentach. Do tej pory piłem polskie wina trzy razy. Pierwsze z nich pochodziło z Winnicy Jaworek i był to naprawdę udany kupaż chardonnay/auxerrois. Pozostałe dwa to produkty z Winnicy Płochockich. Sibemus z rocznika 2009 zachwycił tak mnie, jak i moją żonę. Simi z tego samego rocznika (wypity w grudniu 2010 roku) wydawał mi się zbyt kwasowy. Końcówka wydawała mi się równie kwaśna jak  swieża cytryna.



Dzisiaj również sięgnąłem po produkt Płochockich. Tym razem to Aura, półsłodkie wino z rocznika 2010. Przyznam szczerze, że zaskoczyło mnie to wino. Trochę bałem się tego, że jest ono właśnie półsłodkie. Ale tak naprawdę słodycz wyczuwało się tylko lekko w końcówce. Aromaty ciekawe, zachęcające do picia, ale nie umiem ich precyzyjnie scharakteryzować. Spora kwasowość dawała wrażenie rześkości, a nie kwaśności, alkohol zupełnie niewyczuwalny (jedynie 10%).

Z tych trzech win od Płochockich Aura wydaje mi się najbardziej ciekawa i najbliższa mojemu gustowi. Przy okazji mile połechtana została moja próżność. Bo być właścicielem jednej z 420 wyprodukowanych butelek,  to wrażenie podobne do tego, jakie odczuwa się będąc członkiem elitarnego klubu, a może nawet rodziny królewskiej.

Ostatni łyk zatem wypijam za Płochockich - w moim interesie jest by żyli długo i szczęśliwie.

------------------------------------------
Winnica Płochockich
Aura, 2010
szczepy: aurora, sibera, seyval blanc
alkohol: 10%
------------------------------------------ 

Winne Wtorki #16 na podniebieniach innych blogerów

------------------------------------------

sobota, 12 listopada 2011

Wino regionalne.

Jak już człowiek zacznie się trochę winami interesować, pozna systemy apelacyjne różnych krajów czy regionów, to zaraz nabiera przekonania, że oddawać cześć należy tylko winom z samej wierchuszki. Wina stołowe? Regionalne? One są dla tych, co się nie znają. Sam wpadłem w taką pułapkę i jest to najlepszy dowód na to, że po trzech latach od rozpoczęcia swej winnej odysei wciąż mogę siebie nazywać jedynie amatorem i ignorantem. 

To, że jakieś włoskie, czy francuskie wino nie ma oznaczenia AOC (lub innego odpowiednika), wcale nie świadczy o tym, że automatycznie ma być złe i niesmaczne, że powinno być nazywane "zlewkami". Systemy apelacyjne zazwyczaj są dość restrykcyjne, przez co mogą być postrzegane przez niektórych winiarzy, jako zbyt krępujące, w niezrozumiały sposób blokujące ich potrzebę eksperymentowania i tworzenia czegoś nowego. Dlatego też wina stołowe, czy regionalne mogą okazać się nad wyraz interesujące, zwłaszcza jeśli pochodzą od uznanego producenta, odnoszącego sukcesy także w ramach apelacji, ale są efektem jego niecodziennych poszukiwań.



Nie wiem czy tak było z winem Les Domaines Paul Mas Chardonnay-Viognier "Vignes de Nicole", ale to jedno z ciekawszych win, jakie miałem okazję pić. Nosi ono oznaczenie Pays d'Oc, którym określa się langwedockie wina regionalne. Ten niezwykle aromatyczny i smaczny kupaż (58% chardonnay, 42% viognier) piłem z nieukrywaną przyjemnością. Bez wątpienia jest to jedno z najpyszniejszych białych win, jakie piłem, ale też niestety dość mocno alkoholowe. 13,5% to może nie jest rekord, ale głowa ten poziom alkoholu wyraźnie odczuwa. Gdyby nie to, wino byłoby pewnie moim faworytem, jednak w nadmiernej ilości potrafi człowieka "zmęczyć". Spróbujcie, tylko nie przesadzajcie z ilością.


niedziela, 6 listopada 2011

I znów na biało.

Opróżniam przed zimą zapasy białego wina, zostało jeszcze kilka butelek, niezbyt zresztą zacnych, nie ma ich co trzymać - lepsze nie będą. Wspominałem wcześniej o zepsutym winie Ca Del Magro, miałem okazję sięgnąć po świeżą butelkę, ale jakoś specjalnie nie byłem nią zauroczony.



W zasadzie nie mam żadnych zastrzeżeń do tego wina, było całkiem smaczne, ale spodziewałem się czegoś więcej po winie, które Gambero Rosso ocenił na 3 kieliszki - co prawda rocznik 2008, a nie 2009, ale jednak. Niemniej butelkę pochłonąłem w tempie zdumiewającym, zupełnie nie wiem kiedy i wydaje mi się, że tym łapczywym zaspokajaniem pragnienia wystawiłem mu jednakowoż niezłą laurkę.

Drugie wino, zresztą z tej samej winnicy wypiłem nieco wcześniej, rozkładając degustację na dwa popołudnia, tak się akurat złożyło. Custoza (nazwa wina to też nazwa apelacji DOC) to dość skomplikowany kupaż:

40% - Garganega
20% - Trebbiano Toscano
10% - Tocai Friulano
20% - Cortese
10% - Chardonnay-Riesling Italico-Malvasia



Niezły kundel, ale wyjątkowo sympatyczny, piłem z nieukrywaną przyjemnością, przy czym wydaje mi się, że dzień po otwarciu było nawet nieco lepsze. Zdecydowanie polecam!

Jeśli już wspomniałem o składzie tego wina, to przytoczę też skład Ca Del Magro, może kogoś to zainteresuje:


40% - Garganega
20% - Trebbiano Toscano
5% - Tocai Fruliano
10% - Cortese
10% - Chardonnay-Riesling Italico-Malvasia
15% - Incrocio Manzoni

Jak widać kupaże są dość wymyślne, ktoś tam trochę czasu poświęcił na pracę nad tymi winami i efekty są więcej, niż zadowalające. W ogóle producent tych win - Azzienda Agricola Monte Del Fra stara się trzymać dobry poziom, zważywszy na wielkość produkcji. O ile sobie dobrze przypominam to piłem też kilka innych ich etykiet: Bardolino, Amarone, Valpolicella Superiore, Lugana, Frattino, Frattino Rose,  Merlot i zawsze były to wina porządne.  

czwartek, 3 listopada 2011

Alzackie bąbelki.

Wielokrotnie wspominałem na tym blogu, że nie rozumiem bąbelków, niemniej jednak wraz z żoną chętnie sięgamy po wina musujące (czasem nawet gazowane). Przez dłuższy czas nasze zainteresowania oscylowały wokół włoskiego prosecco, podczas pobytu w Barcelonie do kieliszków (OK, hotelowych szklanek) trafiała cava, a w ostatnich dniach wpadło nam w ręce francuskie wino musujące wykonywane metodą tradycyjną (szampańską), ale z Szampanii niepochodzące. Mowa o alzackim cremant, ale nazwa cremant - jak pisze Wojciech Gogoliński w swej Encyklopedii Wina - zarezerwowana jest dla francuskich win musujących AOC produkowanych w 7 regionach metodą tradycyjną z różnych odmian winogron.

O Cremant d'Alsace możemy też przeczytać w "Winach Europy" Marka Bieńczyka i Wojciecha Bońkowskiego. "Cremant d'Alsace jest jednym z lepszych zastępników szampana, jeśli zastępować go musimy."  



Nasze wino, jak już wspomniałem wcześniej pochodziło z Alzacji i stanowiło dla nas zupełną nowość, ale nowość zupełnie smaczną. Wypiliśmy je z przyjemnością i stwierdziliśmy, że w przyszłości będziemy wracać do tego typu win.

------------------------------
Joseph Hubster
Cremant d'Alsace
Leclerc Ursynów - ok. 35 zł
-------------------------------

wtorek, 1 listopada 2011

Barolo po raz pierwszy.

W Lidlowej promocji, która chyba jeszcze trwa, za jedyne 28 zł można kupić barolo - słynne wino z Piemontu, przez niektórych uważane za najlepsze na świecie. Ja, jako początkujący amator wina nie będę z pewnością umiał właściwie ocenić tego trunku. Kiedyś pisałem o innym winie z tego regionu - barberze, że żeby coś o nim powiedzieć trzeba wypić kilka, kilkanaście, a może i kilkadziesiąt butelek. Myśl ta - bynajmniej nie odkrywcza - w zasadzie odnosi się do każdego regionu winiarskiego czy szczepu. Jak się czegoś dobrze nie pozna, to nie ma co mędrkować. Ja, który sięgnąłem po barolo po raz pierwszy, mogę co najwyżej napisać, że to konkretne wino z Lidla mi smakuje albo nie smakuje.



Gdy otwierałem to wino byłem już po lekturze tekstu zamieszczonego na blogu "Białe nad czerwonym". Autor, człowiek niewątpliwie znający się na rzeczy, nie był zachwycony pierwszym kontaktem z lidlowym barolo. Jednak, gdy wrócił do niego po dwugodzinnej przerwie, odkrył w butelce (albo karafce) wino zupełnie inne - znacznie lepsze, choć nie wybitne. Postanowiłem wykorzystać to doświadczenie i przelałem zawartość butelki do dekantera-karafki, żeby wino mogło sobie chwilę (dłuższą nawet) odetchnąć. Oczywiście ulałem sobie nieco do kieliszka, żeby mieć jakieś porównanie i rzeczywiście - to co poczułem określiłem na Facebook'u terminem "trudny początek". W czasie, gdy wino odpoczywało, sięgnęliśmy z żoną po prosecco (Francesco Yello), wino znane nam już wcześniej, tu akurat żadnych niespodzianek nie było.

Do barolo wróciłem po niemal trzech godzinach, nalałem do kieliszka, spróbowałem i stwierdziłem, że mam do czynienia z winem naprawdę niezłym, wywołującym z mej pamięci pewne, dość miłe zresztą, wspomnienia. Barolo przypominało mi wino, o którym wspomniałem wcześniej. Napisałem na tablicy FB: "Barolo przypomina już niezłą barberę, zaczyna robić się ciekawie". Na ten komentarz odpowiedział pytaniem "A czy Barolo nie powinno bardziej przypominać Barolo?" Jakub Jarkiewicz, autor bloga "Białe czy czerwone?"

I to pytanie w zasadzie "ustawiło" mój dzisiejszy wpis. No bo skąd mam wiedzieć jak smakuje prawdziwe, wspaniałe barolo, skoro piję wino o tej nazwie po raz pierwszy w życiu. Nie mam o tym bladego pojęcia, ale wiem z pewnością, że te 28 zł wydane na oręż walki Lidla z Biedronką, było kwotą bardzo dobrze zainwestowaną.

----------------------------------
Barolo 2005
alkohol: 14%
Lidl - 27,99 zł (26.10.2011)
----------------------------------

Komentarze do tego wina znalezione w sieci:

----------------------------------

Jeśli, ktoś z czytelników mojego bloga ma informacje na temat innych opinii na temat lidlowego barolo, proszę o kontakt.
   

piątek, 28 października 2011

I dobrze, i tanio.



Święto wina i komercji zbliża się wielkimi krokami. Mam na myśli oczywiście celebrowanie Beaujolais Nouveau. Dlaczego wspominam o tym już teraz - niemal miesiąc przed desantem młodego wina na sklepowe półki? Otóż otworzyłem Chateau de Berze, butelkę trunku z południowych krańców Burgundii, gdzie czerwone wina, podobnie jak w przypadku Beaujolais, powstają ze szczepu gamay. Nie nazwałbym tego wina wytwornym, apelacja Macon zyskuje na popularności, ale głównie za sprawą win białych. Ale czerwone wino, które miałem okazję skosztować mile mnie zaskoczyło. Gładkie i łatwe w piciu niczym Carlo Rossi, choć nie tak naperfumowane owocowymi aromatami jak wino z Kalifornii. Nie wstyd zabrać na imprezkę nie wydając przy tym kolosalnych pieniędzy - za niecałe 28 zł otrzymujemy proste, ale naprawdę porządne wino.

----------------------------------------------------------
Chateau de Berze 2009
Macon AOC
szczep: gamay
alkohol: 12,5%

Leclerc Ursynów - 27,85 zł (kwiecień 2011)
----------------------------------------------------------

czwartek, 27 października 2011

Korek.

Na wino z winnicy CA DEL MAGRO ze spółdzielni Monte Del Fra robiłem zakusy od dawna. Gambero Rosso ocenił je (rocznik 2008) na Trzy Kieliszki - notę, zdaje się, maksymalną. Moja butelka (rocznik 2009) trafiła do mnie w marcu. Niestety, nie dane było mi się nią nacieszyć.



Po zdjęciu folii na korku ukazał się lepki wyciek, podobny do żywicy. Niestety także jego boczna powierzchnia była pokryta tą substancją. Nie znam się na korkach, nie znam się na jego wadach, nie wiedziałem też, czy to co się stało z moją butelką podpada pod "wino korkowe" czy nie. Zapach wina w kieliszku wydawał się być OK. W ustach na początku też było nieźle, ale końcówka miała posmak żywiczny, podobny do tego z retsiny, tyle że mniej intensywny. Stwierdziłem, że należy udać się z tym winem na konsultacje do sklepu, w którym je kupiłem. Okazało się, że rzeczywiście coś z nim jest nie tak. Wg. Marka, pracownika sklepu, wino znacznie odbiegało od tego, co zapamiętał z degustacji zawartości innych butelek. W dodatku wino mocno się spieniło podczas krótkiego (kilkaset metrów) transportu. Dostałem zatem nową utelkę, którą otworzę już znacznie szybciej, ale na jej opis będziecie musieli, drodzy Czytelnicy, kilka dni poczekać.



By powetować sobie "straty moralne" sięgnąłem po wino Beau Mayne z bordoskiej winnicy Dourthe. Po winie ze szczepu, który bardzo lubię - sauvignon blanc - oczekiwałem szału większego, niż po tych z Nowego Świata, ale szału nie było. Typowe aromaty trawiasto-pokrzywowe, bez tzw. kocich siuśków, ale za to z wysoką kwasowością, za którą, jak wiecie, specjalnie nie przepadam. Ot, takie tam wino jakich wiele na sklepowych półkach. W tej cenie (32 zł po 25% rabacie) żadna rewelacja.



-----------------------------------------
Beau Mayne
Sauvignon Blanc 2010
Vins et Vignobles Dourthe
alkohol: 12%

Winezja.pl - 32 zł (rabat 25%)
-----------------------------------------

wtorek, 25 października 2011

Winne słodycze.

Przed słodkimi winami likierowymi broniłem się rękoma i nogami, a to dlatego, że za słodkimi rzeczami w ogóle nie przepadam. Okazuje się jednak, że świat tego typu trunków potrafi być arcyciekawy. Pamiętam dobrze, nie było to wcale tak dawno, jak otworzyłem pierwszy tokaj. Oglądałem w telewizji fragmenty jakiegoś filmu, w którym ktoś od kogoś chciał pozyskać jakieś informacje, lecz żeby do nich dotrzeć musiał przekupić swego rozmówcę deficytowym, trudno dostępnym, ekskluzywnym tokajem. To mnie skłoniło do otwarcia mojej butelki, która w żadnym wypadku, nie była towarem wielce szlachetnym, ale za to bardzo tanim, ogólnodostępnym i, jak wnioskuję z rozmów osób z winnej branży, całkiem niezłym. Tak czy owak, mam w swych zasobach buteleczkę tego złocistego wina, niech sobie stoi i czeka na swoją kolej.



Ostatnio dorwałem zaś butelkę wina portugalskiego - mocny punkt słynnej promocji biedronkowej - Moscatel de Setubal. Nie wiem jak czytelnicy tego bloga, ale ja nie jestem w stanie za jednym posiedzeniem wypić całej butelki słodkiego, wzmacnianego wina. Wypicie Moscatela zajęło mi trzy wieczory i podczas tej powolnej, rozciągniętej w czasie degustacji dostrzegłem zaletę tych win. Otóż zdarza mi się pracować czasami na tzw. "drugą zmianę", którą kończę niemal przed północą - o tak późnej porze picie wina w zasadzie pozbawione jest sensu, no chyba, że jest to właśnie wino słodkie. Kieliszek tego typu trunku, po trudach pracy, a jeszcze przed snem wydaje się być rozwiązaniem idealnym. Nie mniej, ni więcej - akurat kieliszek. Wydaje się zresztą, że te trzy-cztery dni po otwarciu wcale winu nie szkodzą, wręcz przeciwnie, w przypadku Setubala odniosłem wrażenie, że smak był coraz lepszy. 

Drodzy czytelnicy, jeśli macie sprawdzone słodkie wina czekam na propozycje. Przy okazji możecie mi podpowiedzieć, jakie kieliszki najlepiej nadają się to tego rodzaju win.

-----------------------------------------
Informacja z kontretykiety:

Moscatel de Setubal to szczodre wino pochodzące ze znanego portugalskiego regionu winiarskiego D.O. Setubal. Wino przez 3 lata leżakowało w małych dębowych beczkach w winnicy. W smaku złożone i bardzo aromatyczne. Należy serwować schłodzone. Temperatura serwowania 12-14 st.C. 

alkohol: 17%
-----------------------------------------

sobota, 22 października 2011

Pinot Blanc z Alzacji


Jeśli nie pierwsze, to jedno z pierwszych win ze szczepu pinot blanc, jakie miałem okazję próbować. Wino butelkowane przez Kiechel & Cie było sprzedawane w biedronkowej promocji win francuskich. Ludzie różne rzeczy piszą i mówią o tych promocjach w Biedronce, jedni chwalą, inni ganią. Jako konsument, który z tygodnia na tydzień coraz dłużej musi przyglądać się każdej wydawanej złotówce, uważam robotę Biedronki za pożyteczną. Sieć sprzedaje wina po przystępnych cenach i początkującym winomanom zapewnia niemal darmową edukację. Nawet jeśli poziom tej edukacji nie jest najwyższy, to i tak należy pochwalić Biedronkę za "niesienie oświaty kaganka". Ja tam w każdym razie poszerzam swe winne horyzonty, każda wypita butelka daje jakieś nowe doświadczenie.

Wracając do tego pinota można lakonicznie powiedzieć, że jest w porządku. Co więcej, chętnie bym je zarekomendował innym amatorom wina, ale zdaje się francuskie wina już zdążyły zniknąć ze sklepowych półek. Zapewne (tak było w przeszłości) pojawi się jeszcze tu i ówdzie w niewielkich ilościach, ale za to w cenie jeszcze niższej, a ta katalogowa to 14,99 zł. Wypatrujcie zatem bacznie, może okazja trafi się gdzieś w Waszej okolicy.

Wino jest bardzo rześkie, z fajną, delikatną, cytrusową  kwasowością. Nos bardziej kwiatowy, niż owocowy, niezbyt zresztą intensywny. 12% alkoholu.

Lato niestety stało się już wspomnieniem, a akurat na tę porę roku wino byłoby w sam raz. Ja w każdym razie zabieram się za "czyszczenie" swoich zapasów z win białych. Trzeba zrobić miejsce na wina czerwone - wszak zima za pasem.

wtorek, 18 października 2011

Winne Wtorki #14

Tematem 14. edycji Winnych Wtorków są hiszpańskie wina musujące. Szczerze mówiąc nie jestem jakimś wielkim miłośnikiem win musujących, przez obecność bąbelków nie umiem się skoncentrować na ocenie smaku wina, o ocenie zapachu w ogóle nie wspominając. Z przyjemnością jednak przyjąłem propozycję Jakuba - pomysłodawcy projektu Winne Wtorki, ponieważ kilka ostatnich dni spędziłem z żoną w Barcelonie. Rocznicę ślubu czciliśmy właśnie katalońską CAVĄ. Miłośnicy win musujących wytwarzanych metodą tradycyjną (szampańską) znajdą tu swój mały raj. W "Winach Europy 2009" Bieńczyka i Bońkowskiego można wyczytać, że "[...] z powodu cieplejszego klimatu i używanych szczepów Cava raczej nie ma szans dorównać szampanowi, ale w swoich cenach [...] proponuje zazwyczaj przyzwoite wino musujące na mniejsze okazje." Być może 25. rocznicę ślubu będziemy opijali gdzieś w Szampanii miejscowymi trunkami. Dziesiątą rocznicę - tę mniejszą okazję - uświetniła nam jednak cava, a jako że jesteśmy bąbelkowymi ignorantami niskie ceny katalońskich trunków postrzegaliśmy jako wartość dodaną dla naszego wyjazdu.



Freixenet.es


Na pierwszy ogień poszły wina znanego chyba na całym świecie producenta Freixenet. Cordon Negro Reserva i Brut Nature Reserva 2006 to wina popularne i tanie (7-8€ za butelkę). Oba świeże, rześkie, przyjemne w piciu. Może nie dostarczyły mi jakichś szczególnych uniesień smakowych, ale wprawiły w miły nastrój. A miły nastrój, ciepłe wieczory i pyszne jedzenie to było to, po co pojechaliśmy do Barcelony.



Następna cava również pochodziła od tego samego producenta. Mieliśmy przyjemność zwiedzenia przeogromnych piwnic Freixenet, jak również spróbowania na miejscu kilku próbek win w połączeniu z katalońskimi tapas. W firmowym sklepie kupiliśmy Meritum Brut Nature 2006 (13,75€ za butelkę) - przepyszne wino, które uświetniło nam kolejny wieczór.



Ostatnim katalońskim winem musującym, jakie mieliśmy okazję wypić w Barcelonie, było Juve y Camps Reserva De La Familia 2007 (14,20€ za butelkę). To wino również przypadło naszym niewybrednym gustom. Mi podobał się w tym winie posmak grzybów - szlachetnych prawdziwków, choć zapewne to zasługa zwykłych drożdży.



Podsumowując nasz wyjazd pod kątem wina musującego śmiało mogę powiedzieć, że był udany. Tak jak wspominałem wcześniej - nie jestem specem od win musujących, ale wszystkie bardzo mi smakowały i sprawiły, że barceloński wypad rocznicowy na długo pozostanie w mojej pamięci.

I niekoniecznie chodzi mi o architekturę Gaudiego :)


------------------------------------------------
Winne Wtorki #14 na podniebieniach innych blogerów
Jongleur/Nie zawsze wina
Winniczek
Białe nad czerwonym
Winne przygody
Czerwone czy białe?
Viniculture
------------------------------------------------

wtorek, 20 września 2011

Winne Wtorki #12

Winne wtorki w dwunastej już edycji, ich tematem jest nowoświatowy pinot noir. Tym razem postanowiłem otworzyć dwie butelki wina. Po pierwsze, nie jestem jakimś wielkim miłośnikiem pinot noir, a po drugie, na winach w ogóle słabo się znam, więc jeśli już mam wina z tego szczepu pić to mogę w celu samoedukacji zrobić ich małe porównanie.



Do koszyka jako pierwsze trafiło wino kalifornijskie - Turning Leaf od znanego producenta Gallo Family Wineyards. Wina te można dostać w każdym niemal supermarkecie, z jego dostępnością nie powinno być problemu. Przyznam się jednak, że o ile cabernet sauvignon, czy merlot zajmował sklepowe półki "od zawsze", to pinot noir tego producenta zauważyłem po raz pierwszy. Ponieważ merlot mi smakował, wybór był dla mnie oczywisty.

Drugim winem, które wylądowało w koszyku była chilijska Porta z linii Reserva. Do tego producenta przymierzałem się wielokrotnie, nigdy jednak nie kupiłem od nich żadnego wina. Teraz nadarzyła się ku temu okazja.

Wynik mojej porównawczej degustacji jest taki:

KOLOR
Kolor wina z Chile jest charakterystyczny dla szczepu pinot noir - ceglasto-czerwony, odpowiadał mniej więcej barwie pinotów z Burgundii, które miałem okazję pić wcześniej. Kalifornijskie wino jest zdecydowanie ciemniejsze.

ZAPACH
Oba wina mają ziemisty zapach, w przypadku Porty wyraźnie wyczuwalne są zapachy wiejskie, owoc raczej ukryty. Turning Leaf atakuje intensywnym zapachem truskawek, wiśni i malin, "stajenka" nieobecna.

SMAK
Porta znów skrywa gdzieś posmak owoców, na tym polu wydaje się skromna, zwłaszcza w porównaniu z kalifornijskim konkurentem, w którym owoc króluje. Można powiedzieć, że smak w pełni odpowiada zapachowi, jest pełny, bogaty, różnorodny. W przypadku obu win końcówka jest pikantna, przyprawowa.

Po degustacji nasuwają mi się takie oto wnioski. Chilijski pinot noir przypomina bardziej swój burgundzki pierwowzór. Smak odpowiada temu, który zapamiętałem pijąc pinoty z Francji. Natomiast pinot noir z Kalifornii to wino znacznie przystępniejsze, łatwe w piciu, może przypaść do gustu każdemu. Na imprezę bez wahania wziąłbym Turning Leaf, to wino będzie smakowało każdemu, bo najzwyczajniej w świecie jest smaczne. Portę wypiję w samotności, to wino kontemplacyjne. W sam raz na pożegnanie lata.

------------------------------------------------
Turning Leaf Vineyards
Pinot Noir 2009
Alkohol: 12,5%
Leclerc, Ursynów - 31,99 zł
------------------------------------------------
Porta Negrete Estate Vineyard
Pinot Noir Reserva 2009
Alkohol: 13,0%
Leclerc, Ursynów - 43,75 zł
------------------------------------------------
Winne Wtorki #12 na podniebieniach innych blogerów

Winniczek
Bordowe.pl
Viniculture
Winne Przygody
Kontretykieta
Czerwone czy białe?
Sstarwines
Środkowa półka
------------------------------------------------

poniedziałek, 19 września 2011

Lagarde Guarda

foto: Mariusz Boguszewski


Jak ja kocham argentyńskie wina, zwłaszcza te, które powstają na bazie malbeka. Lagarde Guarda to nie tylko ten szczep, ale:
40% malbec
30% cabernet sauvignon
20% merlot
10% syrah
Mieszanka w smaku świetna:  czerwone owoce (wiśnia, porzeczka), czekolada, pieprz i wanilia. Po otwarciu bardzo harmonijne, mimo sporej mocy wcale nie czuć alkoholu (etykieta podaje 14,8%, strona producenta aż 15,1%). Niestety drugą część wina piłem dwa dni po otwarciu  i do głosu dochodziła już dość silna kwasowość. Polecam zatem wypicie tego wina podczas jednej sesji. Naprawdę warto!

----------------------------------------------------
Lagarde Guarda 2008
alk. 14,8% (15,1%)
cena: 58,50 (kwiecień 2011)
importer: Mielżyński
----------------------------------------------------

czwartek, 15 września 2011

Biedronkowe Chateauneuf



Wiele sobie po tym winie obiecywałem, choć miałem świadomość, że za 49,99 zł nie kupię takich wrażeń jakie towarzyszyły mi przy piciu Vieux Telegraphe. Ale myślałem, że może powalczyć z Ch-d-P z tańszej półki, w ursynowskim Leclercu kupowałem wina z tej apelacji za ok. 70 zł i mam wrażenie, że jednak miały one w sobie jakąś cząstkę magii ukrytej w butelce VT. Niestety, w tym biedronkowym winie żadnej magii nie odnalazłem. Jest całkiem niezłe, dobrze mi się je piło, ale oczekiwałem jakiegoś uniesienia, którego niestety nie doznałem.

Mam jeszcze dwie butelki - schowam je gdzieś głęboko. Kto wie - może za dwa, trzy lata to wino bardziej mnie do siebie przekona. Jeśli nie - mała strata. 

wtorek, 13 września 2011

Trapiche Varietals CS


Udało mi się kupić kilka butelek Chateauneuf-du-Pape w Biedronce i żeby zrobić na to wino miejsce w chłodziarce, musiałem coś z niej wyjąć. Trafiło na argentyński cabernet sauvignon z winnicy Trapiche. Trapiche to marka znana, popularna, obecna w niemal każdym supermarkecie, zwłaszcza tańsza linia Varietals. W zasadzie nie ma co się rozwodzić nad tym winem, bo to produkt masowy, osobiście wolę linię Oak Cask - ta wersja, moim zdaniem, jest lepsza. Wspominam jednak o tym winie, bo bardzo dobrze mi się kojarzy i przywołuje wspomnienia sprzed roku, kiedy to gościłem wraz z rodziną w Dworze Kombornia.



Miejsce fantastyczne, uroczo położone niedaleko Krosna, jeśli ktoś będzie w tamtej okolicy, to gorąco polecam. Zawsze po kolacji zamawialiśmy wino do pokoju, bo z dziećmi, jak to z dziećmi (zwłaszcza małymi) - w saloniku wina spokojnie wypić się nie da. Uroczy kelnerzy z gracją przynosili zamówione wina do pokoju, choć wpadki się zdarzały, tak jak w przypadku tego Trapiche. W restauracji zamówiliśmy chardonnay, do pokoju trafiło cabernet sauvignon, ale mniejsza o to - ośrodek świeży, kadra młoda, białe z czerwonym może się pomylić. Najważniejsze było nie samo wino a towarzystwo, w którym było pite. Dzieci położyliśmy spać, a sami - by za bardzo nie hałasować - przenieśliśmy się do ogromnej i komfortowej łazienki, w której mogliśmy cieszyć się chwilą ciszy i butelką czerwonego wina. Tą oczywistą oczywistość powtarzam do znudzenia, w miłym towarzystwie nawet zwyczajne, pospolite wino potrafi smakować jak ambrozja. Wrażenie to potęguje jeszcze inny czynnik. Nie od dziś wiadomo, że jeśli kupujemy wina - jedno za 30 zł, drugie za 60 zł, to wypijając je odnosimy wrażenie, że to droższe jest jednak znacznie lepsze, niż to tańsze. Podobnie było w naszym przypadku, podświadomość kazała nam myśleć, że nie pijemy wina z supermarketu, lecz z piwniczki z wyselekcjonowanymi starannie perełkami. I tu trzeba wspomnieć, że karta win w Komborni, choć może nie superwykwintna (ale Petrus jest!), do najtańszych nie należy. Nasz podstawowy Trapiche kosztował 80 zł. Ten, który piłem wczoraj 17,15 zł. Różnica spora.

No, ale ten w Komborni smakował jednak znacznie lepiej...

niedziela, 11 września 2011

Drużyna z Biedronki.


O drużynie z Lidla wspominałem tutaj, dziś czas na drużynę z Biedronki. Po miesiącu win portugalskich, które nieco namieszały w polskim winnym światku, oraz miesiącu win z nowego świata, w którym wybór win był raczej marny, nadszedł czas win francuskich. Katalog liczy kilkanaście pozycji, wybrałem z niego 5 win, które wydały mi się najciekawsze. Jak będzie w rzeczywistości to się okaże. Mam nadzieję, że tragedii nie będzie.

Mój wybór to:
1. Auguste Bessac Chateauneuf-du-Pape 2009 - 49,99 zł
2. Victor Berard Chablis 2010 - 29,99 zł
3. Kiechel Pinot Blanc 2010 - 14,99 zł
4. Chateau La Fagnouse Saint-Emilion Grand Cru 2007 - 34,99 zł
5. Chateau de Champteloup Rose d'Anjou 2010 - 14,99 zł

Zestaw nie wydrenował kieszeni za bardzo, a czy było warto wydać te pieniądze, zobaczymy.

Jeśli któryś z szanownych czytelników mojego bloga miał już doświadczenia z tymi winami, uprzejmie proszę o informację.Ciekawe wpisy z sieci postaram się podlinkować u siebie.

Francuskie tortury!

Kilka win zdarzyło mi się już wylać do spływu, a ostatnio zdarza się to dość często. Trochę mnie to przeraża, trochę denerwuje. Nie wyrzucam pieniędzy w błoto - wylewam je do zlewu. Gdy piszę te słowa mam jeszcze cień nadziei, że wino, które piję, wypiję do końca. A jest ono taniczne jak diabli. Aż się zastanawiam, czy taniny te pochodzą ze skórek winogron, czy raczej tylko z szypułek i pestek. Owocu niewiele, wiele za to kwasu i drożdży. Ostatnio specjalizuję się w "wypiekaniu" chleba na drożdżach (zakalec gratis), więc na tych jednokomórkowych grzybach trochę się znam. Wino nimi "jedzie" na cały dom. Szkoda gadać...

>>> 24 godziny później <<<

Dziś piję to wino mocno schłodzone i wydaje mi się ono nieco (ale naprawdę tylko nieco) lepsze. Taniny już nie ryją ryja, przebija się wiśnia, choć wczoraj wyraźniejsza wydawała się porzeczka. Gorzki posmak pozostał, drożdże gdzieś odeszły. Nie znajduję jednak nadal żadnej przyjemności w picu "francuza". Zlew nie pies, na zawołanie nie podejdzie. Ruszam więc do kuchni, by znów go napoić... Wkurza mnie to.

Tęsknię za czasami, kiedy gąsiorek Carlo Rossi wprawiał mnie w dobry nastrój. Jaki smak, jaki zapach? Liczył się tylko szum w głowie. To nie było wcale tak dawno, ale obawiam się, że dzisiaj czerwone CS też mogłoby skończyć w zlewie.

A może nie...  

wtorek, 6 września 2011

Winne Wtorki #11



Tematem jedenastej edycji Winnych Wtorków miał być wytrawny riesling z niemieckiego Palatynatu (Pfalz). Kupno takiego wina wcale nie było łatwe zwłaszcza, że im więcej czasu na zakupy, tym większe prawdopodobieństwo, że zostaną one odłożone na ostatnią chwilę. Tak się właśnie stało w moim przypadku, a efekt jest taki, że w kieliszkach znalazły się wina popularne, supermarketowe, choć i za nimi trzeba było pochodzić. Na sklepowych półkach rządzą raczej rieslingi mozelskie czy reńskie, te z Palatynatu są prawdziwą rzadkością. 

W moje ręce, kieliszek i podniebienie trafiło wino produkowane przez Michel Schneider Nachf. o nazwie Riesling Classic o charakterze 'delikatnie wytrawnym'. "Znakomity winiarz Peter Griebeler bardzo starannie wyselekcjonował grona Riesling do tego wspaniałego wina, które pod jego ścisłą kontrolą osiągnęło nowoczesny owocowy styl." Wyróżniłem epitety - producenci i marketingowcy je uwielbiają - moja teoria jest jednak taka, że im więcej jest ich na etykiecie, tym mniej treści w butelce. Czy tak jest i tym razem?

Dalszy opis wina nie fałszuje moich odczuć - "wino o wyraźnie określonym kwiatowo-owocowym charakterze z świetnie wyważonym cytrynowym finiszem. [...] Podawać schłodzone." Ostatnie dwa słowa są szczególnie istotne, ponieważ wino ma 12,0% alkoholu i jest to wyraźnie wyczuwalne, jeśli płyn w kieliszku trochę się ogrzeje. Według mnie znacznie lepiej smakuje wyjęte prosto z lodówki i jeśli ten warunek będzie przestrzegany mamy szansę pocieszyć się trochę tym winem. Fajny jest ten delikatnie kwaskowaty i nawet dość długi finisz. Ogólnie nie jest to jednak wino, nad którym warto się rozwodzić, ale w piciu nie przeszkadza :)

Niejako na marginesie tej degustacji wypiłem też innego rieslinga z Palatynatu, przy czym ten był winem półsłodkim. Nie wiem jak to się stało, że nie zrobiłem zdjęcia etykiety tego wina, a na stronie producenta (Peter Mertes), wśród niezliczonych produktów nie udało mi się tej butelki odnaleźć. W każdym razie przyjemne winko, idealne na gorące dni, zupełnie niezobowiązujące. Przy okazji znacznie tańsze niż wino Schneider. Jeśli więc komuś nie zależy na pełnej wytrawności, chce napić się wina z Pfalz, a przy okazji nie wydać zbyt wiele (ok. 16 zł) to polecam spróbować, zwłaszcza Tym, którzy do tej całej okołowinnej otoczki nie przywiązują zbyt wielkiej wagi.


------------------------------------------------
Michel Schneider Riesling Classic 2010
Pfalz
Alkohol: 12,0%
Tesco Gocław - ok. 26 zł
------------------------------------------------

Winne Wtorki #11 na podniebieniach innych blogerów

Nie zawsze wina/Jongleur
Winniczek
Bordowe.pl
Środkowa półka
Viniculture
Winne Przygody
Czerwone czy białe?

------------------------------------------------


wtorek, 30 sierpnia 2011

Piekielny ogień.

Tego wpisu nie okraszę zdjęciem etykiety wina  - za bardzo cierpię. Otworzyłem dziś chilijskie carmenere Isla Negra - rocznik 2010, nabyte w Biedronce. Wino, nie powiem smaczne, nic specjalnego, ale smaczne. Problem z nim jednak polega na tym, że wywołało u mnie potworną zgagę. Wiem, że to wino ma swoich zwolenników, wspominał mi o nim kolega z pracy, ale tak jak lubię smak carmenere, tak nienawidzę tego, co zrobiło z moim przewodem pokarmowym. Może nie do końca jest wina chilijskiego trunku. Może to kwestia wędzonego sera zjedzonego wcześniej, w każdym razie kolejne wino wylądowało w zlewie.

Oby tylko nie przeżarło rur...  :)

poniedziałek, 29 sierpnia 2011

Goście, goście...



Przyjechali goście i przywieźli ze sobą wino, które było dla mnie niespodzianką i całkiem sporym zaskoczeniem. Wino pochodziło bowiem z Mołdawii - kierunku winiarskiego, którego nigdy jeszcze nie eksplorowałem. Przyznam się szczerze, że ani razu w mej głowie nie pojawiła się myśl,  żeby kupić wino mołdawskie. Nie żebym miał coś przeciw Mołdawii. Po prostu jako początkujący amator wina sięgam po butelki z regionów powszechnie znanych wszystkim. Przeszedłem już co prawda etap kupowania win włoskich, francuskich czy hiszpańskich - teraz kupuję wina z Veneto, Toskanii, Bordeaux, Langwedocji czy Prioratu. Im bardziej poznaję dany region, tym mniej mam czasu na nowe dla mnie kierunki - a takim dla mnie pozostaje Mołdawia i Purcari, skąd pochodziło otrzymane w prezencie chardonnay. Purcari to także nazwa winnicy, w której powstało to wino. Nieoceniony przewodnik "Wina Europy" z roku 2009 tak opisuje produkty tej winnicy:

"Odnotowujemy tu pewien postęp, choć wina wciąż nie grzeszą ani koncentracją, ani czystością, są przyzwoite w swej postkomunistycznej klasie i nic więcej."

Moje chardonnay było rzeczywiście przyzwoite. Pochodziło z 2007 roku i bałem się trochę o jego świeżość, ale zupełnie niepotrzebnie. Było naprawdę rześkie, pachnące, w smaku lekko goryczkowe. Piło się je z przyjemnością.

Po tym doświadczeniu nie będę odwracał głowy od półek z winami mołdawskimi, nie wiem jaka jest ich ogólna jakość, ale to chardonnay nie zniechęciło mnie do win z tego kraju. Kto wie, może czeka mnie więcej zaskakujących niespodzianek.